sobota, 16 stycznia 2010

Zimowe Szaleństwo.

Śniegu mamy po kolana. Mróz szczypie w nos i policzki. Psim wrogiem numer jeden jest biały, zimny puch, który pokrył ulubioną psią łączkę. Zabawa na dworze nie była przyjemna, w domu jest już nudno, więc Czika poświęciła się i zaczęła szaleć po okropnej pokrywie śniegu!
http://i634.photobucket.com/albums/uu62/fotoczik18/P1290028.jpg?t=1263506945







A potem było odmrażanie palców pańci i psich łapek.

sobota, 9 stycznia 2010

Co to za hałasy? Zima, wstrętna zima..

Witajcie!

P1280240.jpg picture by fotoczik18

Nie zanudzamy was tak częstymi notkami? Ale tak będzie na początku bloga :)

Dziś w nocy, ok. 4.30 coś zaczęło łomotać. Nikt nie wiedział co to i dlaczego zakłóca nasz sen. Czika również była zdezorientowana. Nie wiedziała czy szczekać, czy nie zawracać sobie tym głowy i spać dalej – po prostu stała w miejscu z opuszczoną kitą. Przypominało to, jakby ktoś walił prętem o kaloryfer. Jakoś poczekaliśmy do 9.00 i wykonaliśmy telefon do sąsiadki – u nich było dokładnie to samo! Rano sąsiad wychodził do pracy i zauważył, że podczas tego strasznego wiatru zerwał się piorunochron. On był sprawcą nieprzespanej nocy wszystkich mieszkańców klatki. Całe szczęście udało się to naprawić, chodź spółdzielnia nie raczyła przyjechać, ale daliśmy sobie radę sami.

Pies odsypiał dziś cały dzień.

Przyszła też zima- wstrętna, chłodnia zima… Brr... Śnieg jest wszędzie, po same łydki… Czika nie ma większej ochoty wychodzić na dwór – jest dla niej zdecydowanie za dużo białego, zimnego puchu i wiatr za bardzo wieje w uszy.


P1280236.jpg picture by fotoczik18



Moja historia.

Moja historia wcale nie jest taka prosta, ale jak to zwykle bywa z happy end'em :). Urodziłam się w pseudohodowli. Wiem, brzmi okrutnie, ale wcale mi tam źle nie było, co nie znaczy, że moja teraźniejsza rodzina popiera rozmnażanie psów bez rodowodów.
4 sierpnia 2005 r to data szczególna dla mnie i moich właścicieli. Właśnie wtedy razem z moim bratem przyszliśmy na świat, Dwie kuleczki z płaskim pysiem. Było nam dobrze, do czasu gdy go nie zabrali. Przyszli jacyś ludzie i go zwyczajnie mi odebrali. Myślałam, że moje życie nie ma już sensu - bez kochanego, rudawego braciszka.
Na domiar złego 8 października znów ktoś przyjechał. Myślałam, że w odwiedziny do "hodowcy". Zostałam zabrana od mamy i przedstawiona jakiejś pani z dziwnym nosem.
Oczywiście za godzinę wylądowałam w samochodzie, na kolankach innej kobiety. Hmmm... w sumie co może mi się stać? Jest ciepło i miło.
Po pewnym czasie trafiłam do domu- obcego mi. Tyle nowych, ciekawych zapachów...
Zapoznałam się z każdym domownikiem, pokochaliśmy się wzajemnie.
W dzieciństwie dużo chorowałam, wiele razy obtarłam się o śmierć, ale czy taki miły psiak, może stracić życie tak szybko? Nie! I dlatego wygrałam :)
Teraz jestem wesołym, rozbrykanym psiakiem-głodomorkiem i chrapotkiem, ale cała rodzina mnie kocha i to jest najważniejsze :)

KONIEC ;)

Mam nadzieję, że historia nie tak źle napisana ;)

***

piątek, 8 stycznia 2010

Witajcie!

Skoro już jesteście na naszym blogu (celowo, a może przypadkiem) zachęcamy do obejrzenia zdjęć Cziki i przeczytania co u niej słychać.
Talentu informatycznego u nas brak, więc bądźcie wyrozumiali co do estetyki i działalności bloga.
Życzymy miłej wizyty i zapraszamy ponownie :)

***
http://i634.photobucket.com/albums/uu62/fotoczik18/P1260866.jpg?t=1262876972